1 lis 2013

Weź mafię i gangi Nowego Yorku, zmieszaj z terrorystami oraz psychopatami podróżującymi jednym pociągiem, wszystko dopraw szczyptą alchemii i … Puff! – oto Baccano!

źródło:baccano.blox.pl


W 2003 roku ukazał się pierwszy tom light novel napisanej przez Ryōgo Narita i zilustrowanej przez Katsumi Enami, której ekranizacji podjęło się studio Brain’s Base. Nie było to zadanie łatwe, biorąc pod uwagę, że akcja Baccano! dzieje się w kilku miejscach, jest ukazywana z perspektywy wielu bohaterów, a zdarzenia rozrzucone są w czasie (w dodatku niechronologicznie). Czy udało im się, upchnąwszy historię w trzynastu odcinkach i trzech OVAch, stworzyć anime, które nie tylko da się oglądać, ale dla którego warto poświęcić czas?


W Nowym Yorku, w siedzibie gazety „Daily Days”, Carole, asystentka wicedyrektora, wraz ze swoim szefem próbuje opowiedzieć historię, którą przedstawia to anime. Od czego jednak zacząć? Czy od roku 1931, kiedy transkontynentalny pociąg „Flying Pussyfoot”, zaczyna podróż z Chicago do Nowego Yorku, z wagonami pełnymi pasażerów nieświadomych, że nie wszyscy z nich dotrą do celu cali i zdrowi? A może od wydarzeń z poprzedniego roku, kiedy Firo Prochainezo jest przygotowany do objęcia swojego miejsca w rodzinie Martillo, a para złodziei postanawia okraść mafię z ich brudnych pieniędzy? Czy przeciwnie, nie cofać się, a iść do przodu, do roku 1932, kiedy Eve Genoard, dziedziczka rodziny, poszukuje informacji o losie swego starszego brata, Dallasa, który niegdyś zadarł z rodzina Martillo oraz zaprzyjaźnionymi z nimi braćmi Gandor? A może historia zaczyna się dużo, dużo wcześniej, w roku 1711, na Atlantyku, na pokładzie „Advenna Avis”, gdzie grupa kilkunastu alchemików wciela w życie rytuał mający dać im nieśmiertelność? Od czego zacząć? Zacznijmy więc tam, gdzie ta historia zaczyna się dla główne… Zaraz, zaraz, przecież tu nie ma głównego bohatera! No cóż. Co zrobić? Darujmy sobie zatem zarys fabuły.


Baccano! należy oglądać w skupieniu od pierwszego odcinka. Mimo, że jest to seria rozrywkowa, za nieuwagę podczas seansu zapłacimy kompletnym zamieszaniem w głowie. Jak wspomniane jest wyżej, mamy cztery osie czasowe, z których przeskakujemy niekiedy kilka razy w ciągu odcinka; mamy też przynajmniej kilkunastu bohaterów, których można określić jako ważniejszych (na szczęście świetny opening bardzo zgrabnie ich przedstawia). Jeśli jednak podczas oglądania poświęcimy całą uwagę temu, co dzieje się na ekranie, szybko przekonamy się, że chaos jest tylko pozorny, a wielowątkowość fabuły nie jest aż takim utrudnieniem. Wraz z kolejnymi epizodami obejrzane sceny układają się w jedną całość. Wywołuje to poczucie zadowolenia przypominające oglądanie wyłaniającego się obrazu z łączonych jeden po drugim puzzli. Sposób przedstawienia historii jest rzadko spotykany i przy tym udany -  w ostatnim odcinku większość wątków ma swój finał niejako jednocześnie. Niektóre z pozostałych mają rozwinięcie w OVAch. Z końcem trzynastego epizodu nie przychodzi uczucie rozczarowania – jest to niewątpliwa zaleta, jeśli, tak jak ja, znacie wiele dobrych tytułów, które pod koniec znienacka dostają critical bit od własnych twórców (niewiele rzeczy podobnie boli fana). Fabuła Baccano!, choć poplątana, tworzy ładną, (niemal) zamkniętą całość.
Obfitość bohaterów powinna odbić się negatywnie na jakości ich osobowości, jednak tak się nie stało. Nie tylko dlatego, że czas antenowy musiał zostać podzielony pomiędzy kilkanaście postaci i żadna nie została zgłębiona. Jest wręcz przeciwnie, w Baccano! niemal z samego wyglądu da się odczytać podstawowe składowe osobowości, a ich zachowania, słowa i czyny tylko uzupełniają charakterystykę. Tak, są to w większości postacie schematyczne, ale trudno określić je jako płaskie. Swój urok zawdzięczają temu, że są tym, kim wydają się być. Drań jest draniem, delikatna panienka jest delikatna, strachliwy mięczak dużo płacze, chciwy alchemik jest bezwzględny w swej żądzy, naiwni, głupiutcy złodzieje na wszystko patrzą pozytywnie, psychopatyczny zabójca czerpie radość z zabijania, polityczni przestępcy są wyrachowani i zawzięci, tajemniczy dyrektor gazety zna wiele sekretów… Długo można by wymieniać członków tej zgrai, która towarzyszy nam przez cały czas, ani na chwilę nie pozwalając się nudzić. Wielu z nich z pewnością zapadnie w pamięć, nie tylko z powodu charakteru, ale również projektu postaci: każda jest charakterystyczna i nie do pomylenia z inną z tego, jak i innego anime, a jednocześnie nie wygląda dziwacznie ani śmiesznie. Nie ma tu dokładnych portretów psychologicznych, ale też nie są one do niczego potrzebne. „Koń jaki jest, każdy widzi” - nie trzeba nam dokonywać przekroju przez dusze i sumienia, by dokonać oceny.
Kreska ma swoją charakterystyczną urodę. Choć sceny są ciemne i szarawe, to tła, wystrój wnętrz i stroje – wszystko jest dopracowane i miłe dla oka. Jest dużo krwi oraz brutalnych scen zabijania poprzez zastrzelenie, uduszenie, rozsmarowanie na torach oraz „wchłonięcie” i tak dalej; przemoc jednak nie jest bezcelowa i nie ma też na celu straszyć ani obrzydzać. Wszystko to ma swój sens, ponieważ zaledwie garstki bohaterów nie da się zaliczyć do przestępców, a wśród całej reszty łamiących prawo nie brak bezwzględnych zabójców oraz lubujących się w zadawaniu bólu dewiantów.
Na szczególną uwagę zasługuje opening, jeden z moich ulubionych, który pokazuje, jak wykorzystać półtorej minuty z pożytkiem, przedstawiając najważniejsze postacie, jednocześnie tworząc dynamiczną, przyjemną animację z ładną muzyką.




Jak  wspomniałam wyżej, niemal cała akcja dzieje się w Ameryce pod koniec okresu prohibicji, nawet najmniejsze zdarzenie nie ociera się o Japonię. W przedstawieniu realiów tamtego okresu nie zauważyłam żadnych gaf, nie wprowadzono żadnych naleciałości ze Wschodu (raz jeden wspomniana jest Tomoe Gozen i gąsienica jako bóg wydobywania złota). Niektóre imiona mogą wydać się nieco dziwne, ale dość łatwo to przełknąć. Nie razi również pozornie niepasujący motyw alchemii, który doskonale wmontowuje się w historię i co zaskakujące, nie jest wcale w niej najdziwniejszy.

Serię polecam każdemu, kogo nie przerażają zwariowane fabuły i nie traci orientacji, gdy chronologia zdarzeń nie jest liniowa. Oryginalny klimat, ciekawa historia, barwni bohaterowie i wzorowe ukazanie mechanizmu, w jaki losy zupełnie niezwiązanych ze sobą ludzi splatają się i oddziałują na siebie nawzajem – to wszystko czyni tę produkcję perłą pośród serii akcji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz