Dziś krótko i zwięźle o jednej
z najlepszych szkolnych komedii romantycznych – Toradora! Dwudziestopięcioodcinkowa seria została stworzona na
podstawie mangi na podstawie light novel
napisanych przez Yuyuko Takemiyę. Kwintesencja tego, co najlepsze w tym gatunku
i pozycja obowiązkowa dla każdego fana anime.
Ryuuji
Takasu zaczyna druga klasę liceum. Z natury miły i troskliwy, lubi domowe
zajęcia, opiekuje się roztrzepaną, pracującą nocami matką i ich jazgotliwa
papugą. Mimo sympatycznej osobowości Ryuuji nie ma zbyt wielu przyjaciół z
powodu swojej aparycji nasuwającej na myśl członka yakuzy lub młodocianego
przestępcę. Szczęście jednak uśmiecha się do Ryuujiego i trafia on do jednej
klasy ze swoim przyjacielem, Yusaku Kitamurą oraz z obiektem swoich sekretnych
uczuć, energiczną, wesołą Minori Kushiedą. Wszystko jest wspaniale, jednak limit
szczęścia zostaje wyczerpany: Ryuuji zalicza przypadkowe zderzenie ze znaną ze
swego awanturnictwa Taiga Aisaką, za jej plecami nazywaną Tenori Tiger, czyli „kieszonkowy
tygrys”, ze względu na filigranową postać i wybuchowy, zadziorny charakter oraz
podobne brzmienie słowa tiger i jej imienia. Jakby tego było mało, w wyniku
pomyłki dziewczyny Takasu dostaje jej list miłosny przeznaczony dla Kitamury. W
ramach wynagrodzenia Taidze poznania jej sekretu zdradza jej swoje uczucia do
Minori. Kłopotliwa sytuacja kończy się zawiązaniem współpracy w celu zdobycia
przez obojga serca swojej sympatii.
Mimo, że początek zdaje
się nie zapowiadać nic wyjątkowego Toradora!
od samego początku wyróżnia się zgrabnie prowadzona historią, ciepłym humorem,
znikoma dawką fan serwisu i postaciami, które choć na pierwszy rzut oka wydają
się być kolejnymi wcieleniami powielanych wielokrotnie szablonów, mają głębię rzadko
spotykaną w tym gatunku. Ich złożoność przejawia się także w rysunkach –
wszyscy są ładnie narysowani, jednak dość szybko dostrzega się, że każdy ma
swoją odrębną, charakterystyczną tylko dla niego mimikę i mowę ciała. Niewerbalne
sygnały mówią o bohaterach równie dużo, co ich słowa. W ogóle całe anime jest śliczne,
choć poziom oprawy graficznej w poszczególnych odcinkach różni się. Również
muzyka jest bardzo dobra, świetnie pasująca klimatem do serii. Polecam
zwłaszcza pierwszy opening „Pre-parade”, jeden z moich ulubionych.
Jest jedna rzecz w Toradora!, którą cenię szczególnie – prawdziwość. Nie mam na myśli realizmu (choć
tego też tej serii nie brakuje), a właśnie prawdziwość.
Historie miłosne, jakie można zobaczyć w szkolnych komediach bywają
romantyczne, bywają urocze, przewidywalne, wzruszające, rozwlekłe, dramatyczne…
Ale rzadko czujemy, że uczucie między bohaterami jest prawdziwe. I nie chodzi
tylko o to, że zarówno bohaterowie, jak i sama historia jest zmyślona i tylko
narysowana oraz odegrana. Po prostu oglądając je, nawet jeśli wzruszamy się i
czujemy poruszeni, wiemy, że to wszystko jest fałszywe – zbyt powierzchowne
lub, przeciwnie, zbyt głębokie – po prostu w pewien sposób nienaturalne. W Toradora! jest inaczej. Z początkowo
zabawnych zmagań głównych bohaterów z meandrami pierwszej miłości wyrasta
historia o pięknej przyjaźni; postacie zmieniają się, dojrzewają i pokazują
oblicza, których nigdy byśmy się po nich nie spodziewali, gdy ich poznawaliśmy.
Spośród tego rozwija się uczucie, którego większość widzów spodziewać się
będzie od niemal samego początku, a mimo to jego ujawnienie jest dość
niespodziewane. Jak obserwowanie pączka rośliny, który zupełnie nagle, niemal z
dnia na dzień, rozkwita. Na koniec obserwujemy bohaterów, którzy wydają się być
nagle kimś zupełnie innym od samych siebie na początku. Po chwili namysłu
jednak stwierdzamy, że wcale się nie zmienili, że od początku byli właśnie tacy.
Po prostu i oni, i my, widzowie, nauczyliśmy się na nich w ten sposób patrzeć.
I Minorin wciąż jest szalenie energiczna, Kitamura pogodny i opanowany, Ami Kawashima
ciągle kapryśna i nieco wyrachowana, Taiga niezdarna, impulsywna i rozwydrzona,
Ryuuji łagodny i odpowiedzialny. Jednak my dowiadujemy, co kryje się za tymi
cechami, więc nabierają one innego znaczenia, mimo iż same w sobie się nie
zmieniają. Stają się tak prawdziwi, jak to tylko możliwe dla fikcyjnych bohaterów,
a ich emocje przestają być tylko elementem fabuły jakiegoś anime. Całość zapada
w pamięć na długi, długi czas. I chociaż pewne rzeczy można było zrobić lepiej, trudno dopatrzyć się jakichś większych wad. Pod koniec zagęszczenie wydarzeń jest wyraźnie większe niż podczas reszty serii, ale nie powoduje to dużego dysonansu i wrażeń z oglądania, dlatego trudno jest mi określić to jako wadę.
Toradora!
to coś, co powinno się obejrzeć. Polecam wszystkim, także tym, którzy raczej
unikają anime z tego gatunku. Warto przekonać się, czy nie znajdziecie tu czegoś
dla siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz