Większość
wysoko ocenianych serii anime ma zawsze swój pierwowzór w mandze, grze lub
powieści, a anime jest jedynie rozszerzeniem pierwotnego dzieła o nowe medium.
Anime stworzone od początku do końca jako samodzielne utwory są zwykle
pełnometrażowymi filmami lub OVA, które przewyższają serie jakością animacji
oraz konstrukcją i dynamiką fabuły. Niestety serie anime nie bazujące na niczym
mają większą skłonność do zostawania produkcjami złymi lub co najwyżej
przeciętnymi. Z przyjemnością jednak mogę poinformować, że nie jest to reguła,
a za przykład posłuży mi dzieło Kenjiego Kamiyamy z 2009 roku - Higashi no Eden - jedenastoodcinkowa seria z
kontynuacją w postaci dwóch filmów: Eden
of the East the Movie I: The King of Eden i Eden of the East the Movie II: Paradise Lost.
Na początku
2011 roku Saki Morimi odbywa z przyjaciółmi wycieczkę po USA z okazji
zakończenia studiów. Przebywając w Waszyngtonie nieopodal Białego Domu splot
wydarzeń wiąże jej los z rodakiem, nagim młodzieńcem z telefonem w jednej i
bronią w drugiej ręce. Akira Takizawa nie pamięta, jak znalazł się w tym
miejscu, ma również problemy z odtworzeniem swojej przeszłości. Wkrótce okazuje
się, że Akira jest uczestnikiem niebezpiecznej gry, w której jego telefon
odgrywa kluczową rolą. Oprócz niego jest jeszcze jedenastu użytkowników
posiadających telefony Selecao, dzięki którym mogą zawsze połączyć się z
pomocną i usłużną Juiz, której możliwości są ograniczone jedynie ilością jenów
będącą w posiadaniu danego gracza. Na czym polega gra? Jak wygrać? Co jest
przyczyną amnezji Akiry? Czy ma to coś wspólnego z dziwnym atakiem
rakietowym w Japonii z 10 listopada 2010, nazwanym "Nieostrożnym
Poniedziałkiem"?
Od
pierwszego odcinka fabuła koncentruje się na zagadkowej intrydze związanej z
utratą pamięci głównego bohatera i telefonem Selecao, jednak nie można zaliczyć
tej produkcji do gatunku sensacyjnych. Oczywiście, przed bohaterami tajemnice
do rozwikłania piętrzą się z odcinka na odcinek , ale tempo akcji jest raczej
wyważone, fabuła rozwija się we własnym tempie, za którym nadąży bez problemów
każdy widz. Najbliżej gatunkowo temu anime do dramatu obyczajowego. Wspomniany
powyżej „Nieostrożny Poniedziałek” i jego wpływ na nastroje mieszkańców Kraju
Kwitnącej Wiśni stanowi punkt wyjścia do spojrzenia na japońskie społeczeństwo
z nieco odmiennego punktu widzenia, niż zwykle mamy okazje obserwować w innych
produkcjach. Poruszane są zagadnienia ekonomiczne kraju, trudny status NEETa,
czyli osoby nie uczącej się ani nie zatrudnionej oraz możliwości wpływu
jednostki na sytuację wokół niej.
Z anime
i mangi wynosimy obraz japońskich relacji społecznych jako zdystansowanych,
lecz pełnych szacunku oraz pewne pojęcie o znaczeniu pozycji społecznej dla
psychiki Japończyka. Temat odmienności i towarzyszące mu problemy co rusz
pojawiają się w różnych tytułach. Niestety, w Higashi no Eden odmienność nie
wiąże się z czymś tak odlotowym jak supermoce lub inne niezwykłe właściwości
bohaterów. Tutaj piętnem jest bycie niepożytecznym dla społeczeństwa,
„darmozjadem’, not in employment, education or training – czyli NEETem.
Taki status ma Saki, bohaterka i niekiedy
narratorka anime. W podobnej sytuacji są też jej przyjaciele, twórcy tytułowego
„Edenu”, niezwykłego programu. Zaliczają się do nich podkochujący się w Saki
Satoshi, pozbawiony kierowniczych umiejętności lider zespołu Kazuomi Hirasawa,
chorobliwie nieśmiały Kasuga, główna programistka Edenu i najlepsza
przyjaciółka Saki, Michchon, oraz opiekująca się wszystkimi Onee. Stanowią dość
różnorodną grupę dających się polubić postaci i dobrze się spisują jako postaci
drugo i trzecioplanowe – nie przyćmiewają istotniejszych bohaterów, ale nie
stanowią też biernego tła. Sama Saki stanowi trudna w ocenię postać,
prostolinijną, miłą dziewczynę z dobrze zbudowanym i wiarygodnym charakterem,
ale ograniczoną narzuconą jej rolą obserwatorki i towarzyszki głównego
bohatera, przez co wypada blado.
Akira Takizawa zasługuje na szczególne
miejsce na podium protagonistów anime. Co prawda, wśród postaci z innych
produkcji nie brakuje podobnych do niego idealistycznych, nieco naiwnych i dziwacznych,
ale sympatycznych młodzieńców, lecz żaden z nich nie posiada takiego uroku i
takiej charyzmy. To jego działania, wynikające z własnych przekonań i
niespożytej energii, napędzają to anime. Nie ujrzymy tu schematu „od zera do
bohatera”; Akira, nawet z lukami w pamięci, nie przestaje być sobą; jest
porywczy i kieruje się niekiedy impulsami, ponieważ jest zdecydowanie
człowiekiem czynu, ale rzadko bywa nierozważny. Jego osobowość jest dojrzała od
samego początku serii; odkrywana powoli przeszłość bohatera pozwala nam lepiej
poznać, lecz nasza sympatia jest z nim już od początku; od pierwszej minuty, w
której w stroju Adama wymachuje dziarsko bronią i telefonem. Jest to
protagonista niezwykły, bo oprócz magnetyzującej osobowości wyróżnia się
spośród głównych bohaterów innych serii swoją „normalnością” – nie ma
traumatycznej przeszłości, mimo ekscentryczności trudno go nazwać samotnikiem
czy wyrzutkiem, nie jest ani chuliganem ani kujonem, na pewno nie można go
nazwać mazgajowatym lub gapowatym, nie jest też szczególnie pokręcony ani
zboczony, nie wyróżnia się żadnym talentem ani nieprzeciętną inteligencją. To
prawdopodobnie jeden z niewielu bohaterów pierwszoplanowych, którego z
przyjemnością spotkali byśmy we własnym życiu.
Bohaterowie, zarówno sprzymierzeńcy Akiry,
jak i pozostali Selecao (o których nic nie zdradzę by nie zepsuć nikomu
przyjemności z oglądania), nie są jedyną zaletą anime. Na uwagę zasługuje
również ładna kreska i projekt postaci, które są rozpoznawalne; udało się
narysować bohaterów, którzy są charakterystyczni i jednocześnie (prawie
wszyscy) wyglądają zwyczajnie. Tła są dopracowane i ładne, a kolory dobrze
dobrane. Również animacja zasługuje na pochwałę. Graficznie całość jest bez
zarzutu. Muzyka jest dobrze dopasowana, ale wart wyróżnienia jest jedynie
utwór z openingu – Falling Down, wykonywany przez brytyjski zespół.
Za dużą
wadę Higashi no Eden można uznać sposób jej zakończenia.
Odcinek jedenasty stanowi zakończenie jedynie pewnego etapu fabuły. Wiele pytań
wciąż pozostaje nierozstrzygniętych, a zwycięski Selecao wciąż niewyznaczony.
Wielu widzów z pewnością rozczarowało się i rozczaruje takim obrotem spraw,
jednak od początku zamiarem twórców było stworzenie jeszcze dwóch części w
postaci pełnometrażowych filmów, które są właściwym zwieńczeniem i zakończeniem
serii.
Higashi
no Eden jest
tytułem bardzo oryginalnym. Zdecydowanie brakuje podobnych produkcji z
wiarygodnymi postaciami i ciekawą fabułą okraszoną elementami komediowymi i
intrygującymi zdarzeniami. Polecam gorąco zarówno widzom ambitniejszym jak i
tym szukającym rozrywki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz