18 paź 2013

Johann, jakie to piękne imię! - czyli Monster


źródło:twitchfilm.com

Przedmiotem dzisiejszego wpisu jest seria Monster, licząca sobie – uwaga! - 74 odcinki. Kiedyś mnie to nie zrażało, ale dziś taka objętość byłaby dla mnie powodem do przesunięcia tej produkcji na sam koniec kolejki tytułów do obejrzenia. I byłby to wielki błąd. Monster to adaptacja dzieła Naoki Urasawy – niesamowity thriller osadzony w RFN i Czechach lat ’80 i ’90, który przyprawia o gęsia skórkę i zmusza do myślenia. Prawdziwy klejnot studia Madhouse.



Kenzou Tenma to młody, świetnie zapowiadający się chirurg, wschodząca gwiazda szpitala w Dusseldorfie. W roku 1986, gdy rozpoczyna się akcja, jest nie tylko docenianym lekarzem, ale i szczęśliwym narzeczonym córki dyrektora. Jedynym zgrzytem w jego codzienności jest polityka szpitala, traktującego ludzi według ich pozycji społecznej. Wewnętrzna niezgoda na takie postępowanie ma swoje apogeum, gdy do szpitala zostaje przywieziony ranny chłopiec. Ordynator jednak odsuwa Tenmę od ratowania dziecka, każąc mu zająć się następnym pacjentem, ważnym urzędnikiem państwowym. Młody Japończyk buntuje się, idąc za głosem swoich ideałów, i ratuje chłopca. Ta decyzja kosztuje go degradację, zerwanie zaręczyn i utratę poważania kolegów po fachu. Nagle chłopiec oraz jego siostra znikają tajemniczo ze szpitala; czołowi lekarze i dyrektor szpitala giną, co przynosi nieoczekiwaną poprawę pozycji Tenmy, przez co pojawia się on na celowniku podejrzliwego inspektora Lunge. Jednakże sprawa pozostaje nierozwiązana i umorzona, a doktor Tenma wraca do codzienności i rzuca się w wir pracy.
Osiem lat później morderca powraca i Tenma jest jedynym świadkiem zabójstwa. Aby oczyścić się z zarzutów postanawia odnaleźć mordercę. Tak zaczyna się długa, trudna podróż za prawdą.

Monster trzyma nas w napięciu od pierwszego odcinka. Nawet jeśli czasem atmosfera staje się lżejsza, a produkcja zaczyna przypominać film obyczajowy, to uczucie zagrożenia tak naprawdę cały czas nam towarzyszy, a im bliżej prawdy, tym bardziej czujemy się zgnębieni; pragnienie, by wszystko wreszcie się rozwiązało jest coraz silniejsze, ale prawda ma swoją cenę i jako widzowie również musimy ją zapłacić.

Poszukiwania doktora Tenmy prowadzą go przez różne miasta Niemiec i Czech, gdzie napotyka wielu ludzi, zarówno związanych z tytułowym potworem jak i przypadkowych, którzy pomagają mu znaleźć mordercę. Postacie są rysowane w europejskim stylu, a nie w sposób znany z mang i anime. Mają wyraźne rysy twarzy, proporcjonalne oczy, prawidłowe anatomicznie ciała. Jest to słuszny krok, dzięki któremu nie ma dysonansu między wspaniale narysowanymi miastami i krajobrazami a zaludniającymi je bohaterami. Ani przez chwile nie mamy wątpliwości, że akcja dzieje się w Europie, a mieszkańcy, poza Tenmą, nie mają żadnych cech orientalnych. Gdyby nie japońskie głosy (i ten zabawny sposób, w jaki kaleczą oni niemiecki) moglibyśmy nie zorientować się, że mamy do czynienia z japońską produkcją. Widać wiele staranności w odwzorowywaniu zwyczajów, kuchni, architektury, umeblowania i innych detali. Autorzy nie szli na skróty i wyszło to produkcji zdecydowanie na plus.
źródło:fanpop.com

Wokół głównego wątku rozbudowano wiele historii, z których każda prędzej czy później dokłada kolejny element do powoli wyłaniającego się rozwiązania. Oprócz dramatycznych scen pojawiają się też urokliwe widoczki z życia codziennego. Odyseja doktora bywa mroczna, ale nie brak w niej też szczęśliwych chwil. Chociaż Potwór odarł Tenmę z naiwności oraz niewinności i zmienił w poszukiwanego zbiega, twardego, czujnego, z rękoma, które już nie zajmują się leczeniem i częściej trzymają broń niż skalpel, to doktor nie traci wiary w dobro, sprawiedliwość i miłość. Ta wiara pozwala mu utrzymać zdrowie psychiczne i mimo, iż zewnętrznie zmienia się we włóczęgę, w środku pozostaje czysty i prawy. Niekiedy aż do przesady. Na szczęście poza nim jest wielu innych, bardziej złożonych bohaterów, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Obfitość dobrych, psychologicznych portretów czyni tę serie jeszcze ciekawszą.
Na uznanie zasługuje muzyka, doskonale komponująca się ze scenami. Polecam również oglądać endingi, w których pojawiają się ilustracje z książki dla dzieci „O potworze, który nie miał imienia”, kluczowego przedmiotu w śledztwie Tenmy. Rozjaśnia to bardzo złożoną historię antagonisty. Godny pochwały jest opening; mimo, że na pierwszy rzut oka jest nieco monotonny, to tylko kilka razy zdarzyło mi się go przewinąć (z niecierpliwości, gdy fabuła nabierała tempa i już, natychmiast musiałam wiedzieć, co było dalej). Półtorej minuty króciutkich ujęć okraszonych chóralną muzyką niesamowicie potęguje pesymistyczną aurę tego anime.

Największą wadą anime jest sam antagonista. Beznamiętne uosobienie zła zdaje się być niekiedy nadczłowiekiem. Zepsucie i nieszczęście, które szerzy jest zbyt duże, jak na jednego autora. Wydaje się, że musi posiadać jakieś moce, co nadaje nowy wymiar jego pojedynkowi z Tenmą. Jednak mimo iż do końca nie zdarza się nic, co sugerowałoby, że jest on czymś więcej niż człowiekiem, to nad potyczką Tenmy i Potwora cały czas unosi się atmosfera mutyzmu. Realizm anime w tym punkcie balansuje na krawędzi, jednak tytuł nigdy nie przekracza granicy. Zło okazuje się mieć to samo źródło, co dobro – ludzkie serca, umysły i dusze.


Monster to wyjątkowa seria kryminalna, która trzyma w napięciu do samego finału, mimo niewielkiej dawki typowych zabiegów podkręcających akcję: pościgów, strzelanin, hakerskich ataków i terrorystów. Bogactwo wątków, doskonała warstwa audiowizualna i niepokojący klimat czynią tę serię bliską ideału. Zdecydowanie trzeba to obejrzeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz