Niekiedy zdarza się, że zainteresowanie jakimś anime nie
przekłada się na jego powodzenie finansowe. Często są to produkcje wyróżniające
się oryginalną cechą, niespotykaną w innych tytułach; nierzadko można określić
je mianem eksperymentów artystycznych. Czymś takim jest dzieło Hiroshiego
Nagahamy Aku no Hana, ekranizacja
mangi o tym samym tytule. Tym, co je wyróżnia, jest zastosowanie rotoskopii –
techniki pozwalającej na zamianę filmu aktorskiego na animowany poprzez
odrysowywanie każdej klatki. Aku no Hana
jest więc pierwotnie filmem zdjęciowym, z prawdziwymi aktorami, który następnie
„przerysowano”. Już samo to powinno dać nam pewne pojęcie o odmienności tego
tytułu. Wielu może nawet zaprzeczyłoby, że serię tą można zaliczyć do anime.
Można zrozumieć te obiekcje patrząc z punktu widzenia wykonania technicznego,
jednak spoglądając na tę produkcję z pozycji widza, przynależność Aku no Hana do anime pozostaje bez
wątpliwości.
Małe, senne miasteczko gdzieś w Japonii. Takao Kasuga jest
uczniem gimnazjum, bardzo nieśmiałym i skrytym. Jego pasją i ucieczką od
rzeczywistości jest literatura; uwielbia zwłaszcza Charlesa Baudelaire’a i jego
„Kwiaty Zła”. Jeśli podczas nudnej lekcji nie czyta ich n-ty raz pod ławką, to
wpatruje się w koleżankę z klasy, Nanako Saeki, w której jest zakochany, ale do
której nigdy nie ośmieli się zbliżyć. Jednak jego spokojne, przeciętne
uczniowskie życie zostaje pewnego dnia zaburzone, gdy wracając się po lekcjach
do klasy w celu zabrania ukochanych „Kwiatów Zła” znajduje strój gimnastyczny
Saeki. Tknięty niezrozumiałym dla niego impulsem, kradnie strój ukochanej.
Nazajutrz Saeki przeżywa chwile zażenowania i zgorszenia, gdy jej strata
zostaje odkryta. Klasa jest wzburzona faktem, że jakiś zboczeniec używa stroju
ich koleżanki do nieprzyzwoitych celów, a Kasuga przeżywa katusze, żałując
swego czynu. Niestety, dalej jest tylko gorzej, ponieważ inna dziewczyna z
klasy, Sawa Nakamura, oświadcza mu, że była świadkiem kradzieży. Jeśli Takao
chce, by jego sekret nim pozostał, musi zawrzeć z nią kontrakt.
Fabułę oceniam bardzo dobrze. Przez trzynaście odcinków
wchodzimy coraz głębiej i głębiej w świat przeżyć Kasugi. Na początku
kłopotliwa sytuacja bohatera trochę bawi, trochę irytuje. Czy Takao nie może po
prostu wyrzucić stroju? Okazuje się to nie być takie proste. Czy nie może
zignorować szantażu Nakamury? Kto by uwierzył w oszczerstwa rzucane przez
dziewczynę, która nie ma żadnych przyjaciół, nie przykłada się do nauki i
pyskuje nauczycielom? Jednak miasteczko jest małe i można zrozumieć Kasugę,
który nie chce stawiać swojej reputacji (oraz częściowo reputacji jego
rodziców) na niepewny fakt wiarygodności i niewiarygodności Nakamury. Wystarczy
przecież, że uwierzy jej jedna osoba. Można irytować się na Takao, że brak mu
silnej woli, że jest słaby, można nazywać go płaczliwym mięczakiem, ale tylko
prawdziwa zimna ryba nie byłaby w stanie zrozumieć, dlaczego bierze udział w
dziwnej grze Nakamury, dlaczego pozwala jej się tłamsić i poniżać oraz co stara
się ocalić, godząc się na takie traktowanie. Oglądanie spirali niepokoju i
szaleństwa, w jaką wciąga go nieubłaganie swoimi pomysłami Nakamura, powoduje u
widza uczucie nieustannego napięcia. Czujemy wstręt do jego socjopatycznej
dręczycielki, a jednocześnie czekamy na kolejny jej krok, obserwujemy, na jak
wiele gotów jest główny bohater. Jego problem przestaje wydawać się śmieszny; z
ciężkim sercem obserwujemy jego balansowanie na krawędzi zdrowia psychicznego,
na przemian wymyślając mu od ciot, to zachęcając do postawienia się Nakamurze. W
fabułę wplątano wiele charakterystycznych dla toksycznych relacji mechanizmów
psychologicznych. Pod tym względem seria ta jest dowodem, że da się z sukcesem
osadzić thriller w środowisku szkolnym i nie potrzeba wcale do tego grasującego
mordercy. Wystarczy zżerana od wewnątrz frustracją nastolatka, zamknięta w
klatce nudy i braku perspektyw, pozbawiona miejsc i zajęć, które mogłyby pomóc
jej uciec od tego miejsca, wyzwolić stłumioną energię i dać poczucie celu i
satysfakcji z życia. My, widzowie, szybko uczymy się nienawidzić miasto naszych
bohaterów razem z nimi. Długie ujęcia miejsc, które mijają w drodze do szkoły
pojawiają się nawet kilka razy w ciągu odcinka. Stare, obdarte plakaty na ogrodzeniu.
Zapuszczony zaułek między domami. Wygięte znaki drogowe. Ciągnące się w
nieskończoność druty telegraficzne nad niskimi, bliźniaczymi budyneczkami.
Pordzewiałe ogrodzenia oraz blaszane garaże i magazyny wzdłuż wąskich, szarych
chodników. Początkowo podobają nam się te obrazki, ukazujące podupadającą
miejscowość, jej spokojną atmosferę i nie spieszących się mieszkańców. Jednak
później sam ich widok wywołuje uczucie klaustrofobii. Zaczynamy dusić się
marazmem miasta, brzydzimy się jego podniszczonymi budynkami i wrogo spoglądamy
na zielone, piękne wzgórza, które go otaczają, stanowiąc granice tego
więzienia, tej klatki, której nienawidzą Nakamura i Kasuga. I które, jak
uważam, jest przyczyną wszystkich ich nagromadzonych, negatywnych emocji,
usidlając Takao w postawie biernej akceptacji i okrywania się poezją jako
płaszczem odcinającym go od innych, nudnych ludzi, a Nakamurę w stanie ciągłej obojętnej
niechęci i tęsknoty za czymkolwiek interesującym, niczym ćpunkę w narkotycznym głodzie.
Oczywiście całe napięcie i nagromadzenie emocji musi mieć
swoje ujście. Finał serii nie jest tak dobry, jak oczekiwałam, ale po
przemyśleniu uznaję go za odpowiedni. Aku
no Hana to anime, w którym realizm jest bardzo ważny i choć zakończenie nie
daje uczucia katharsis, to jest ono
bardzo życiowe, bo właściwie koniec niczego nie kończy. Daje jedynie
wyklarowanie relacji Nakamura–Kasuga-Saeki, po czym następuje dziwna,
chaotyczna i dość długa zapowiedź kolejnych wydarzeń (których możemy nie
doczekać z powodu braku popularności anime).
Trudno jest ocenić warstwę muzyczną serii. Z pewnością
muzyka współgra z klimatem, ale raczej trudno żeby się podobała. Zwłaszcza ta
niepokojąca, psychodeliczna piosenka w endingu.
![]() |
Na statycznych ujęciach praca rysowników prezentuje się na plus |
A teraz o tym, co budzi największe zastrzeżenia fanów, czyli
grafika i animacja. Wspominałam już nieco o widokach. Miasto jest brzydkie, ale
ładnie narysowane, z dużą ilością detali, co nie dziwi, jeśli weźmie się po
uwagę, na czym polega technika rotoskopowa. Bohaterowie wreszcie wyglądają jak
Japończycy – czarnowłosi i czarnoocy, raczej niscy i szczupli. Żadnych
mangowych oczu i kolorowych włosów, nieproporcjonalnych sylwetek – 100% natury.
Z jednej strony to miła odmiana, z drugiej – brak tych cech powoduje, że na
początku ogląda się to trochę dziwnie. Szybko jednak można odnaleźć zalety tej
metody. Nawet bezimienne postacie w klasie nie są elementem tła, lecz poruszają
się, drapią, rozglądają. Gorzej niestety z animacją twarzy, które tracą i
zyskują elementy zależnie od przechyłu głowy. I o ile w filmie zdjęciowym
wygląda to naturalnie (po prostu gra światła), to te same twarze po narysowaniu
wyglądają niekiedy dziwnie. Nie wspomnę już o animacji całego ciała. W
przerysowywaniu zgubiono gdzieś proporcje sylwetki i wdzięk, postacie ruszają
się niekiedy jak kukły. Podobne błędy podczas seansu powodowały u mnie lekkie
skrzywienie, lecz choć to oryginalna warstwa wizualna była tym, co mnie
przyciągnęło do tego anime, to nie ona mnie przy nim zatrzymała. Po dwóch-trzech
odcinkach przyzwyczaiłam się do wyglądu serii i jakieś koszmarki graficzne od
czasu do czasu nie odpychały mnie, jednak obawiam się, że wrażliwszych
estetycznie widzów mogą całkowicie odstraszyć.
Podsumowując, Aku no
Hana to seria z dość ciekawą fabułą pod względem psychologicznych portretów
bohaterów. Wykorzystana tu technika rotoskopowa miała stanowić główny magnes na
fanów, lecz okazała się oddziaływać przeciwnie do zamierzeń. Prawdopodobnie nie
doczekamy się drugiej serii. I szkoda, bo choć nie zaliczę Aku no Hana do ulubionych serii to jednak z niecierpliwością
czekałam na każdy następny odcinek. Jestem przekonana, że mimo iż Aku no Hana zostało okrzyknięte
największym rozczarowaniem sezonu wiosennego, to w przyszłości będzie nieraz
się o nim mówić, podczas gdy wszystkie pozostałego premiery tego sezonu zostaną
zapomniane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz